sobota, 2 lutego 2013

John Berendt "Północ w ogrodzie dobra i zła"

Powoli zaczynam kończyć czytać wszystkie ponapoczynane książki. Jedną z nich jest książka Johna Berebdta "Północ w ogrodzie dobra i zła". Z tego co pamiętam, już kiedyś po nią sięgnęłam, ale nie pamiętam co sprawiło, że po przeczytaniu pierwszych kilku stron ją odłożyłam. Najprawdopodobniej był to brak czasu. I całe szczęście, że teraz znalazłam czas na tę książkę. W sumie największą zasługę muszę przypisać Johnowi Cusakowi, który zerkał na mnie z okładki książki. No właśnie - w 1997 roku Clint Eastwood nakręcił film o tym samym tytule. Zamierzam go dzisiaj obejrzeć. Ale już po trailerze wnioskuję, że dość ściśle bazował na książce.

Ale do rzeczy. Przyglądamy się amerykańskiej społeczności miasteczka Savannah u progu lat '80-tych. Poznajemy praworządnych mieszkańców, jak i tych ciut mniej. Pierwszy jest Joe Odom i jego świta: Joe wynajmuje dom otwarty dla wszystkich chętnych. 24/7 pełno u niego znajomych i nieznajomych, prowadzi klub, przeprowadza się do kolejnych mieszkań, przeszkadza sąsiadom, zaciąga długi i jest wyrozumiały, a codziennie jego dom zwiedzają wycieczki. Jim Williams - bogacz mieszkający w willi Mercer House, handlarz antykami, sławę przynoszą mu słynne grudniowe imprezy w wigilię balu debiutantek - a dostanie lub nie zaproszenia na nie decyduje o pozycji w społeczeństwie Savannah. Jest i voodoo, jest morderstwo, są stare piosenki, kluby, jest i szaleństwo, przyjaźnie i zwady. I do tego urocza Chablis, murzyn-transwestyta, diva klubów. Mieszanka iście wybuchowa, opisana przez dziennikarza z Nowego Jorku, który powoli poznaje mieszkańców Savannah.

Jeden z fragmentów, Joe Odom śpiący ze swoją 4 żoną Mandy:

"(..) zwłaszcza od czasu włamania w zeszłym tygodniu. Joe twierdzi, że to nie było włamanie, ale ja twierdzę, że tak. Była 4 nad ranem i oboje leżeliśmy w łóżku. Wstałam, usłyszałam hałasy na dole i potrząsnęłam Joem. "Joe, mamy włamywaczy" - powiedziałam. Ale jego to nie obeszło. "Och, to może być ktoś z naszych znajomych" - mruknął. Ale ja byłam przekonana, że to włamywacze. Otwierali kredensy i szuflady, nie wiem, co jeszcze. Więc potrząsnęłam nim znowu i powiedziałam "Joe, idź na dół i sprawdź". No cóż, Pan Zimna Krew podniósł głowę zaledwie kilka cali nad poduszkę i krzyknął: "Angus? Czy to ty, Angus?" Oczywiście była kompletna cisza. Więc Joe mówi do mnie: "No, jeśli mamy włamywacza, to on nie ma na imię Angus". Potem z powrotem zasnął. Ale to był włamywacz i mieliśmy szczęście, że nas nie zamordował."

Zabobony i tradycja rządzą w Savannah:

"(..) sytuacja pogorszyła się jeszcze w czasie jednego ze spotkań klubu z powodu strachu przed zatrutą żywnością. Panie wychodziły właśnie do domów, gdy odkryły, że kot gospodyni leży martwy na schodach przy wejściu. Ktoś przypomniał sobie, że widział, jak zwierzę zaledwie parę minut wcześniej skubało resztki potrawki z krabów. Pani pobiegły więc zaraz do samochodów i pojechały wszystkie do szpitala Candler, żeby przepłukano im żołądki. Następnego ranka sąsiad przyszedł przeprosić, że przejechał kota samochodem."

A to tylko 2 wybrane historie z całej książki. Ciekawe, jaki będzie film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz