środa, 27 sierpnia 2014

Michał Witkowski "Zbrodniarz i dziewczyna"

Absolutnie uwielbiam polską literaturę. Czytam bardzo dużo anglojęzycznych książek w oryginale, i czytanie polskiej literatury jest dla mnie czymś świeżym. Lubię czytać w oryginale bo wiem, że czytam autora, a nie tłumacza (jest kilka przykładów znanych pisarzy zagranicznych w Polsce, a to wszystko dzięki niezłym tłumaczom). 

Hasło "Witkowski" wzbudza we mnie skojarzenia: coś, że "Lubiewo" to manifest homoseksualistów, że na pudelku jest blogerką modową Michaśką, że widziałam go na premierze filmu "Miasto 44". Aż dopadłam jego książkę. "Zbrodniarz i dziewczyna" jest książką... dziwaczną. Na ten moment nie mam dla niej lepszego określenia. 

Mamy oto Michała Witkowskiego vel Michaśkę, który/a po sukcesie swojej wcześniejszej książki "Drwal" spoczywa na laurach, śpi do południa, chodzi na siłownię i poluje w restauracjach na młodych chłopaczków. Aż trafia na Studencika. Studencik okaże się policjantem, a Michaśka stanie się jego wiernym partnerem w czasie akcji. Oczywiście książka wcale nie wygląda jak fabuła "True Detective", z idealnie dobranymi partnerami. Mamy Przedwojennego Mordercę do schwytania, dla którego "Drwal" jest inspiracją. Na pewno sięgnę i po "Drwala", i po "Lubiewo".

Uwielbiam operowanie Witkowskiego między formą męską (Michał Witkowski), a jego alter ego (Michaśka). Zmienia się forma czasowników, jest to dla mnie o tyle interesujące, że to jest właśnie problem, którzy był moją bazą do obrony licencjatu. 

W czasie lektury nie mogłam pozbyć się sprzed oczu wizerunku Michaśki. Otóż Witkowski w jej wcieleniu prezentuje się tak:

Prawda, że działa na wyobraźnię? Jeśli sięgniecie po Witkowskiego - gwarantuję, że jego image to jedyne, o czym będziecie myśleć.

Andrzej Pilipiuk "2586 kroków"

Pilipiuk jest niezwykle płodnym pisarzem, więc wiadomo, wypada coś jego przeczytać. A po przeczytaniu tuzina książek i tak się okaże, że drugie tyle jeszcze przed nami. Niektórzy pałają niezwykłym sentymentem do Jakuba Wędrowycza, niektórzy do Dziedziczek-Kuzynek, niektórzy do serii "Norweski dziennik". Dla mnie najbardziej urocze są zbiory opowiadań "Czerwona gorączka" i "2586 kroków" właśnie. 

Mam też słabość do wszystkiego, co dzieje się pod koniec XIX / na początku XX wieku. A tak właśnie jest tutaj - opowiadania o doktorze Pawle Skórzewskim należą do moich ulubionych. O nim jest też tytułowe opowiadanie. Nieważne, czy mamy do czynienia z tajemniczą chorobą na Syberii, epidemią dżumy czy czymkolwiek innym, doktor Skórzewski na pewno rozwiąże tę sprawę. Po lekturze tych opowiadań wróciłam do serii dokumentów BBC o życiu w zamierzchłych czasach. Teraz jestem na fali "The tales from the green valley", dokumencie na temat życia w Anglii ok. 1620 roku, czyli 400 lat temu. 5 osób stara się nam przybliżyć owo życie. 
Ale nie samym Skórzewskim człowiek żyje. Mamy też kilka luźnych opowiadań, które nie tworzą żadnej serii. Moimi ulubionymi są dwa krótkie opowiadania o mieszkańcu Warszawy, który śledzi Bardzo-Dziwne-Wydarzenia. Polecam!

wtorek, 12 sierpnia 2014

Angelika Kuźniak "Papusza"

Nostalgicznie się zrobiło. Ja dalej w klimatach wojennych. Tym razem raczyłam się "Papuszą" Wydawnictwa Czarne.

Bronisława Wajs to żyjąca w latach 1908 - 1987 cygańska poetka i pisarka. I chociaż pisać nauczyła się późno, i niekoniecznie ortograficznie, to jej twórczość uznawana jest za pierwszą spisaną literaturę cygańską, a ją samą uznaje się za wielką poetkę ludową.

Życie Papuszy odtwarzane jest ze zdjęć, wspomnień, jej pamiętników. Historia magiczna, niemalże bajkowa. Poniżej bajka w wykonaniu Papuszy:

"Noc była mroźna w lesie cichym.
Cygańską bajkę
Zaśpiewały Cyganichy.

O tym skąd się biorą ludzie o jasnych włosach, o stworzeniu świata. O tym, dlaczego księżyc rośnie i maleje.
Dawno, dawno temu na skraju wioski mieszkał stary Cygan. Każdego dnia wędrował w góry, zbierał chrust i sprzedawał. Niewiele zarabiał, ale wystarczało na kukurydzę. Gotował z niej zupę.
Pewnego dnia, wróciwszy z gór, zobaczył, że w jego chacie przy stole siedzi starzec z długą brodą i zjada jego kukurydziankę. Stary Cygan rzucił wór chrustu na ziemię i wrzasnął:
- Złodziej! Jak śmiesz jeść moją kukurydziankę?
- Jestem zmęczony i głodny - odpowiedział starzec. - Kiedy zobaczyłem tę żółtą zupę, nie mogłem się powstrzymać.
- Jeśli tak lubisz kolor żółty - zawołał Cygan - to idź i jedz to! - Wskazał palcem księżyc.
Starzec nic nie powiedział, dźwignął się z ławy, wziął swój kostur i chciał odejść. Cygan zastąpił mu drogę. 
- Należy mi się siedem grajcarów. 
Starzec pokazał puste kieszenie.
- Daruj mi. Na wiosnę, kiedy zaczną się rozwijać liście, wynagrodzę ci stokrotnie. 
- Nie! - odrzekł Cygan.
Wtedy starzec, przygarbiony dotąd, wyprostował się, oczy zaświeciły mu jasnym blaskiem, sękaty kostur w jego ręce zmienił się w laskę ze szczerego złota. I rzekł:
- Jestem władcą słońca, księżyca i wszystkich gwiazd. Przyniósłbym ci wiosną tyle złota, że stałbyś się najbogatszym człowiekiem na ziemi. Ale skoro chcesz, dziś dostaniesz swoją zapłatę. Będziesz mieszkać na księżycu i jeść księżyc! I nie wrócisz na ziemię, dopóki nie zjesz go do końca.
Potem skinął laską i zniknął, a Cygan porwany czarodziejską siłą wyfrunął przez komin aż na księżyc.
Szybko przywykł do nowego miejsca. Ostrzygł kilka księżycowych baranów, uprządł ich wełnę, utkał z nich tkaninę i zrobił sobie namiot. Kiedy był głodny, jadł księżyc. Łapczywie, wielkimi kęsami. Najbardziej smakował mu wschodzący, różowy. Był soczysty i słodki. Mniej soczysty był ten, który świecił bladym, żółtawym światłem. Cierpki i miał dużo pestek.
Cygan jadł tak dzień po dniu, tydzień po tygodniu i rok po roku. Z pewnością zjadłby już cały, gdyby nie to, że Bóg sprawił, iż księżyc ciągle odrasta. A Cygan za karę nigdy się nie nasyci. Bo pożałował głodnemu paru łyżek zupy.
To dlatego Cyganie, kiedy nad lasem świeci księżyc, przygotowują ucztę i dzielą się posiłkiem z każdym, kto o to poprosi."


Szeroko opisana jest też sytuacja Cyganów w Polsce, ich prześladowanie, a jednocześnie opór przed osiedlaniem się. Polityka w tym wcale nie pomaga. Dwa razy w ciągu jednego tygodnia usłyszałam nazwisko Józefa Cyrankiewicza, polskiego premiera. Raz, jako osoby nieprzychylnej Cyganom, a drugi raz jako wiernego towarzysza generała Jaruzelskiego w filmie "Jack Strong" o pułkowniku Kuklińskim. A swoją drogą: "Jack Strong" był filmem, który oglądałam dla scenografii. Jednego wieczora film kręcony był zaraz obok mojego bloku. Niestety nie udało mi się wyłapać tego w filmie.

Wyszedł też film "Papusza" w reżyserii małżeństwa Krauzów. Jeszcze go nie widziałam, ale słyszałam same dobre recenzje. Ponoć trochę nuda, ale jak ktoś lubi takie liryczne filmy to mu się spodoba.


sobota, 9 sierpnia 2014

Dariusz Zaborek "Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską - Świerczyńską"

W okolicach 1 sierpnia zawsze daję się załapać na gadkę o Powstaniu Warszawskim. Coś ściska mnie w dołku, łapie za gardło. W tym roku z okazji świętowania 70 rocznicy Powstania na Stadionie Narodowym dla 12 000 gości wyświetlany był film Jana Komasy "Miasto 44". Jako zagorzała fanka Komasy oczywiście wyszarpałam bilety prosto z czeluści internetowych. Bilety za darmo, logowanie niczym do systemu USOS = przed filmem masa reklam. + Marek Kondrat, jako konferansjer, a główny sponsor to bank ING. Może to i dobrze, bo na złość ZUSowi zostałam w OFE ING. Na złość Putinowi jem też krajowe jabłka. I trochę jak na złość czytałam wywiad-rzekę z Alicją Gawlikowską - Świerczyńską. Na złość, bo podejście pani Alicji strasznie mnie denerwowało. Ale po kolei.

Pani Alicja w 1941 roku zostaje aresztowana i przewieziona do Niemiec do obozu w Ravensbruck. Jest więźniem politycznym, który nie ma  źle, jako że nic jej nie udowodniono. Wszystkiego się wyparła, a dowodów wskazujących na jej winę nie ma. Opisuje obozowy świat, to, komu było dobrze a komu źle. Nie podoba mi się to, jak szufladkuje poszczególne nacje - Ukrainki nie dbały o siebie i były chytre, podobnie jak polityczne Niemki. Polki oczywiście były zawsze zadbane, nawet w obozowych warunkach (m.in. nie bały się kąpieli w zimnej wodzie). Nie bały się ciężkiej pracy, wzajemnie się wspierały i kryły. 

Wiem, że pani Alicja mówi na chłodno, to są wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat i miała czas, aby wszystko sobie poukładać. Jednak mimo wszystko czasem mam wrażenie, że nie dopowiada wszystkiego. Jednak nie dziwię się, że lata zrobiły swoje. Czasem pewnie też zniekształciły wspomnienia. 

Na mnie działa magia Powstania, na zakończenie trailer "Miasta 44", premiera we wrześniu: