sobota, 20 grudnia 2014

"Echopraksja" Peter Watts

"Echopraksa" to kontynuacja "Ślepowidzenia", wcześniejszej książki Petera Wattsa. Którą zdaje się czytałam, jako jedną z pierwszych książek z serii Uczta Wyobraźni wydawnictwa MAG. Nie muszę chyba pisać, że nic z niej nie pamiętam... Niemniej, książkę dostałam w prezencie ślubnym (tak to jest, dwie zaprzyjaźnione pary dały nam każda po 2 książki: w stylu "jedna dla Asi, druga dla Pawła". I nie wiem jak to się stało, ale te "dla Pawła" uznałam za najciekawsze, i to ja pierwsza je przeczytałam), a teraz widzę, że często wymieniana jest wśród najlepszych książek wydanych w 2014 roku. Tutaj w top 15 zajmuje 1 miejsce.

Polecam felieton Jacka Dukaja, który na podstawie filmu "Interstellar" tłumaczy różnice miedzy fantastyką a science fiction. Czyli dlaczego nie każdy film / książka, którego akcja rozgrywa się wśród gwiazd nie jest science fiction - jak "Grawitacja" z Sandrą Bullock. Film widziałam - mogę tylko przyklasnąć intelektowi Dukaja.

Wracając od "Echopraksji" - to niewiele mam do powiedzenia. Chyba jeszcze nigdy żadna książka nie była dla mnie tak niezrozumiała, jak ta. Jak nowe filmy o Jamesie Bondzie - wartka akcja, dynamiczne sceny, ale nie do końca rozumiem kto i z kim się bije, i dlaczego. Są wampiry, są loty w kosmos, są technologiczne udoskonalenia ludzi. Są sekty, zakony. Są dywagacje na temat Boga, uczuć. To rozumiem, ten ogół, świat wykreowany przez Wattsa. Ale nie do końca rozumiem kroki bohaterów. Dlaczego lecą akurat tam, gdzie lecą? Już wracają? Dlaczego?

Nie potrafię ocenić tej książki ani na plus, ani na minus. Nie potrafię jej polecić. Na pewno jest to książka - wyzwanie. Myślę, że jeszcze do niej wrócę, jak do "Lodu" Dukaja. Tyle, że w "Lodzie" się zakochałam, w jego złożoności. A o "Echopraksji" jest mi ciężko nawet coś napisać. Serio.

Umberto Eco "Drugie zapiski na pudełku od zapałek"

Umberto Eco - mój ulubiony Włoch. "Imię róży" zna każdy, ale ja już kilka lat temu zaprzyjaźniłam się z dwiema cienkimi książkami, pełnymi jego przedrukowanych z włoskich gazet felietonów. Raz na jakiś czas sięgam po nie, np. kiedy jadę autobusem i nie mam głowy do niczego poważnego.

Niektóre felietony dotyczą włoskiej polityki lat 90., czytam je, ale z mniejszym zainteresowaniem niż te uniwersalne - o książkach, wywiadach, ekologii. Poniżej dwa przyjemne cytaty, które zaznaczyłam podczas mojej ostatniej lektury w zeszłym tygodniu, kiedy byłam przeziębiona. Miłej lektury!

"Dzisiaj starcami są książki. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale nasz skarb - w porównaniu z analfabetą (albo analfabetą, który nie bierze książki do ręki) - to fakt, że on przeżywa i przeżyje tylko swoje życie, a my przeżyliśmy ich mnóstwo. Wspominając zabawy dziecięce przypominamy sobie także zabawy Prousta, cierpieliśmy z powodu własnej miłości, ale także z powodu miłości Pyrama i Tysbe, przyswoiliśmy sobie szczyptę mądrości Solona, drżeliśmy z chłodu z wietrzne noce na Świętej Helenie i wraz z bajka zasłyszaną od babci powtarzamy tę opowiedzianą przez Szeherezadę."

"Wydaje się to czymś nie do pomyślenia, ale podczas wywiadów ciągle jeszcze pada pytanie: "Gdyby znalazł się pan na wieży z X, Y i Z, kogo by pan zepchnął?" Kiedy zwrócono się z takim problemem do mnie, odpowiedziałem, że zrzuciłbym prowadzącego wywiad, by uniknąć dalszych tego rodzaju idiotycznych pytań. W przypadku wywiadu na najwyższym poziomie kulturalnym pojawia się następujący wariant "Jaką książkę zabrałby pan na bezludną wyspę?" Na szczęście mam już z tym święty spokój, tych, którzy mogliby zadać podobne pytanie rozpoznaję teraz od pierwszego spojrzenia i staram się ich unikać."

czwartek, 18 grudnia 2014

"Gomorra. Podróż po imperium kamorry" Roberto Saviano

Sycylia, yakuza, Ojciec Chrzestny- to nasze pierwsze skojarzenie ze słowem "mafia". Ewentualnie nazwiska mafijnych klanów: Corleone z "Ojca chrzestnego", czy Falcone i Maroni z "Batmana". Wszystko jak najbardziej poprawnie. Ale do tego zestawu powinien dojść jeszcze Neapol i kamorra - czyli mafia neapolitańska. 

Roberto Saviano opisuje kamorrę "od środka" - został jej częścią. Za swoją książkę, w której wymienia bossów z imienia i nazwiska, wydano na niego wyrok. Teraz co jakiś czas musi zmieniać miejsce zamieszkania, aby nie dać się zabić. W jego obronie, z prośbą o danie mu spokoju, wystąpiło kilka prominentnych osób, m.in. Umberto Eco czy Michaił Gorbaczow. Saviano, zapytany, czy żałuje napisania "Gomorry", odpowiada, że czasem tak. Ale tylko z perspektywy czysto ludzkiej, nie z perspektywy pisarza.


Mapa Włoch

Neapol posiada jedyny w swoim rodzaju atut, który czyni je królestwem mafii i machlojek. Port. Port, przez który co roku przepływa mnóstwo importowanego towaru, który potem zostanie rozdystrybuowany po całej Europie. Zabawki, ubrania - wszystko markowe. I oczywiście narkotyki. 

Książka Saviano to rodzaj dziennika, reportażu, w którym opisuje najważniejsze wydarzenia z mafijnego półświatka. Wychodzi z tego krwawa wizja miasta, które nie obędzie się bez strzelaniny - przynajmniej jednej w miesiącu. Rotacja bossów i przywódców klanów jest ciekawsza, niż ta w "Grze o tron". Polecam miłośnikom reportaży.

czwartek, 11 grudnia 2014

Jarosław Grzędowicz "Pan Lodowego Ogrodu" tom I

O "Panu Lodowego Ogrodu" zrobiło się głośno, kiedy fani serii wystosowali do Grzędowicza list z prośbą o zakończenie serii, czyli dopisanie IV tomu. I 2 lata temu tak też się stało.

Uważam, że mamy niezłych współczesnych pisarzy fantastyki w Polsce, jak choćby moi ulubieńcy Jacek Dukaj i Łukasz Orbitowski, jednak Grzędowicz nie był mi znany. Czytałam tylko jego "Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy". W sumie polska literatura i muzyka ostatnio stoją na światowym poziomie. Czekam na kuriera z najnowszą książką Jakuba Żulczyka "Ślepnąc od świateł", na co dzień słucham Bokki, Meli Koteluk i Skubasa. I Kamp! No i ostatnio piosenek świątecznych z "Last Christmas" na czele. 

Po przeczytaniu ostatniego felietonu Jacka Dukaja o science-fiction, zaczęłam jego tezy odnosić do wszystkiego co czytam i oglądam - czy coś jest science-fiction, czy fantastyką? No i z "Panem Lodowego Ogrodu" mam problem. Oto z Ziemi zostaje wysłana na inna planetę ekipa ratunkowa w postaci jednej osoby - Vuko Drakkainena. Cała akcja dzieje się na obcej planecie i jest już czysto fantastyczna. Zadaniem Vuko jest sprowadzenie na Ziemię osób z wcześniejszych wypraw, lub, ewentualnie "naprawienie szkód spowodowanych przez wyprawę" - czytaj - ingerencji w obcą kulturę. Vuko posiada mnóstwo ulepszeń i rozwiązań technologicznych, niedostępnych na nowej planecie (taka trochę magiczna średniowieczna Ziemia). I wszystko jest fajnie do czasu, aż rozdziały o przygodach Vuko przeplatane są rozdziałami o innym bohaterze, synu cesarza. O ile ciekawy jest rozdział o nauce byciu władcą (trzech braci dostaje po wyspie pełnej surykatek, którymi muszą nauczyć się zarządzać), która samodzielnie byłaby piękną baśnią, o tyle reszta rozdziałów służy raczej jako "przeszkadzacz" przygód Vuko. Książka pochłonięta w trzy dni, na razie czytam przerywnik, a potem czas na tom drugi.

Ciekawostka: Grzędowicz jest mężem Mai Lidii Kossakowskiej.

środa, 3 grudnia 2014

"Zatrute ciasteczko" Alan Bradley

"Zatrute ciasteczko" to pierwsza z serii książek o Flavii De Luce, 11-letniej, przebiegłej dziewczynce, której największą pasją jest ważenie trucizn. Mieszka w rezydencji Buckshaw, razem z owdowiałym ojcem i znienawidzonymi siostrami, Ofelią i Daphne. Pewnego ranka ich życie zmienia się, kiedy Flawia w grządce z ogórkami znajduje... trupa.

Flawia zyskała moją sympatię dzięki ciętemu językowi i dociekliwości, która jest utrapieniem miejscowych policjantów. Kto zabił? Niczym w najlepszym kryminale dostajemy zawiłą i skomplikowaną zagadkę, której rozwiązanie wcale nie jest takie proste. Flawia kojarzy mi się trochę z Wednesday z "Rodziny Addamsów". 

Wiem, że wyszły kolejne tomy przygód młodej Flawii, jednak na razie idą w odstawkę. Niemniej z ocen czytelników wynika, że kolejne tomy są tylko lepsze. Może się na nie skuszę - na wakacjach, kiedy będę potrzebować lekkiej i przyjemnej lektury. A teraz idzie zima, i może czas na "Pana lodowego ogrodu" Grzędowicza? "Lód" Dukaja czytany co roku może się kiedyś przejeść. Czas na zimową lekturę. I na "Kevina samego w domu" w Wigilię.

"Republika piratów" Colin Woodard

Będąc małą dziewczynką, dostałam od rodziców zestaw moich własnych klocków Lego: łódka, w niej dwaj piraci, papuga i skrzynia skarbów pełna małych, złotych, plastikowych dukatów. Od tego dnia piraci zostali moją ulubioną zabawką. I pomimo tego, że nie jestem wielką fanką "Piratów z Karaibów" (może to wina tego, że nie lubię ani Orlando Blooma, ani Keiry Knightley, a ostatnie role Johnnego Deppa też nie należą do udanych), to dalej pozostałam wierna starym, osiemnastowiecznym piratom. 

Piratom - nie korsarzom - co zostaje podkreślone już na samym wstępie książki. Piraci byli wolni, rabowali dla własnej korzyści, podczas gdy korsarze rabowali najczęściej inne statki z powodów politycznych - byli nasyłani przez władców innych krajów w celu atakowania i rabowania statków przeciwników. A piraci łupili ich wszystkich po równo.

Jestem za to fanką serialu "Black sails", który oparty jest na faktach. Jest prawdziwe miasteczko Nassau na Bahamach, "stolica" piratów. Jest i Charles Vane, którego w serialu gra niezwykle przystojny aktor, Zach McGovan.

Marzy mi się wycieczka na Karaiby, do miasteczka Nassau na Bahamach, które było kolebką piractwa. A tymczasem - pozostaje mi oglądanie serialu i podziwianie błękitu wód.

Książka historyczna, na początku mocno zarysowująca historię i kontekst polityczny, rozwija się, kiedy dochodzimy do złotej ery piractwa. Polecam, raczej dla wielkich fanów.