Umberto Eco - mój ulubiony Włoch. "Imię róży" zna każdy, ale ja już kilka lat temu zaprzyjaźniłam się z dwiema cienkimi książkami, pełnymi jego przedrukowanych z włoskich gazet felietonów. Raz na jakiś czas sięgam po nie, np. kiedy jadę autobusem i nie mam głowy do niczego poważnego.
Niektóre felietony dotyczą włoskiej polityki lat 90., czytam je, ale z mniejszym zainteresowaniem niż te uniwersalne - o książkach, wywiadach, ekologii. Poniżej dwa przyjemne cytaty, które zaznaczyłam podczas mojej ostatniej lektury w zeszłym tygodniu, kiedy byłam przeziębiona. Miłej lektury!
"Dzisiaj starcami są książki. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale nasz skarb - w porównaniu z analfabetą (albo analfabetą, który nie bierze książki do ręki) - to fakt, że on przeżywa i przeżyje tylko swoje życie, a my przeżyliśmy ich mnóstwo. Wspominając zabawy dziecięce przypominamy sobie także zabawy Prousta, cierpieliśmy z powodu własnej miłości, ale także z powodu miłości Pyrama i Tysbe, przyswoiliśmy sobie szczyptę mądrości Solona, drżeliśmy z chłodu z wietrzne noce na Świętej Helenie i wraz z bajka zasłyszaną od babci powtarzamy tę opowiedzianą przez Szeherezadę."
"Wydaje się to czymś nie do pomyślenia, ale podczas wywiadów ciągle jeszcze pada pytanie: "Gdyby znalazł się pan na wieży z X, Y i Z, kogo by pan zepchnął?" Kiedy zwrócono się z takim problemem do mnie, odpowiedziałem, że zrzuciłbym prowadzącego wywiad, by uniknąć dalszych tego rodzaju idiotycznych pytań. W przypadku wywiadu na najwyższym poziomie kulturalnym pojawia się następujący wariant "Jaką książkę zabrałby pan na bezludną wyspę?" Na szczęście mam już z tym święty spokój, tych, którzy mogliby zadać podobne pytanie rozpoznaję teraz od pierwszego spojrzenia i staram się ich unikać."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz