Będąc małą dziewczynką, dostałam od rodziców zestaw moich własnych klocków Lego: łódka, w niej dwaj piraci, papuga i skrzynia skarbów pełna małych, złotych, plastikowych dukatów. Od tego dnia piraci zostali moją ulubioną zabawką. I pomimo tego, że nie jestem wielką fanką "Piratów z Karaibów" (może to wina tego, że nie lubię ani Orlando Blooma, ani Keiry Knightley, a ostatnie role Johnnego Deppa też nie należą do udanych), to dalej pozostałam wierna starym, osiemnastowiecznym piratom.
Piratom - nie korsarzom - co zostaje podkreślone już na samym wstępie książki. Piraci byli wolni, rabowali dla własnej korzyści, podczas gdy korsarze rabowali najczęściej inne statki z powodów politycznych - byli nasyłani przez władców innych krajów w celu atakowania i rabowania statków przeciwników. A piraci łupili ich wszystkich po równo.
Jestem za to fanką serialu "Black sails", który oparty jest na faktach. Jest prawdziwe miasteczko Nassau na Bahamach, "stolica" piratów. Jest i Charles Vane, którego w serialu gra niezwykle przystojny aktor, Zach McGovan.
Marzy mi się wycieczka na Karaiby, do miasteczka Nassau na Bahamach, które było kolebką piractwa. A tymczasem - pozostaje mi oglądanie serialu i podziwianie błękitu wód.
Książka historyczna, na początku mocno zarysowująca historię i kontekst polityczny, rozwija się, kiedy dochodzimy do złotej ery piractwa. Polecam, raczej dla wielkich fanów.
Książka historyczna, na początku mocno zarysowująca historię i kontekst polityczny, rozwija się, kiedy dochodzimy do złotej ery piractwa. Polecam, raczej dla wielkich fanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz