piątek, 23 maja 2014

Donato Carrisi "Zaklinacz"

Pochwalę się - od miesiąca uczę się języka włoskiego z najprawdziwszą Włoszką - Anną z Brescii w Lombardii. Liczę na to, że na jesieni uda mi się odwiedzić Włochy, a co za tym idzie - nawiązać jakieś relacje z autochtonami w ichnich języku.

Z ciekawości wpisałam w google hasło "literatura włoska" i czekałam na to, co mi wyskoczy. Szukałam autorów, którzy obecnie są poczytni i mało znani za granicą - szukałam kogoś takiego jak np. Joanna Bator. Oczywiście cała pierwsza strona wyników składała się tylko z książek Umberto Eco. Dalej były książki, których akcja toczy się we Włoszech, jak np. "Kod Leonardo Da Vinci" Dana Browna, czy "Pod słońcem Toskanii" na podstawie którego wyszedł całkiem niezły film z boską Diane Lane. Wszystko to oczywiście książki amerykańskich autorów.

Na szczęście udało mi się też trafić na Donato Carrisiego, który napisał książkę "Zaklinacz", pierwszy tom z serii o policjantce Mili Vasquez. I całe szczęście, że sięgnęłam po tę książkę! Nie czułam, że to włoski kryminał, raczej taki uniwersalny, który mógł się zdarzyć wszędzie. Mila Vasquez, która zajmuje się odnajdowaniem porwanych dzieci, tym razem dołącza do zespołu, który szuka 5 zaginionych dziewczynek. Pierwszy trop - znalezienie zakopanych, uciętych 6 lewych rąk dziewczynek. 6... Kim jest 6 dziewczynka? Czy któraś z dziewczynek żyje? To są pytania, na które odpowiedzieć może tylko Mila. 

Po nitce do kłębka - od jednego dowodu do drugiego. Jak w CSI: każda informacja ma znaczenie. Muszę przyznać, że Carrisi jasno przekazuje nam informacje, które układają się w spójną całość dopiero na końcu książki. Bardzo przyjemnie czytało mi się książkę, tym bardziej, że do samego końca tożsamość sprawcy była dla mnie niejasna. A potem: bang! Zaskoczenie! Ależ oczywiście, to takie jasne i proste!

Coś, co mnie mierziło to wykorzystanie np. hipnozy czy medium w celu osiągnięcia przełomu w śledztwie. Kryminolodzy powinni bardziej polegać na empirycznych dowodach. 

Podsumowując - tak jak wspominałam - po ciężkich i opasłych tomach przyszedł czas na literaturę na której nie muszę się tak mocno skupiać. Chociaż to kwestia względna - czy krwawy kryminał można uznać za lekką lekturę..? Część czytelników zarzuca Carrisiemu to, że książka jest zbyt krwawa i brutalna, przez co traci swój urok. W każdym razie - do poczytania w sam raz w drodze z i do pracy. Krótkie rozdziały, dynamiczna akcja - gdybym miała czas, to byłaby to książka, którą przeczytałabym przy jednym posiedzeniu.

środa, 14 maja 2014

Tan Twan Eng "Ogród wieczornych mgieł"

Klęska urodzaju. Na czytniku mam mnóstwo ebooków, tylko czasu brak. I co wybrać, aby wartościowo spędzić czas? Nie ukrywam, że często sprawdzam opinie o książce w internecie. To trochę jak portal filmweb - jak film / serial ma ocenę powyżej 8,0, to najczęściej skuszę się, aby go obejrzeć. Nie zawsze jest to trafna decyzja, jednak w przeważającej liczbie przypadków raczej się nie zawiodłam. W ocenie książek ufam nagrodzie Man Booker Prize (nie to, co Oscarom), i wśród nich zawsze znajdę coś dla siebie. Tak było i tym razem. "Ogród wieczornych mgieł" był nominowany do nagrody Bookera, wygrał jej malezyjską edycję. 

O Malezji nie wiem nic, może to, że Kuala Lumpur jest jej stolicą. I tyle. Dlatego też książka osadzona w Malezji wydała mi się świetną okazją do tego, aby poszerzyć swoje horyzonty. To tak jak ze "Stanem zdumienia" Ann Patchett, który rozgrywał się w amazońskiej dżungli. Malezja jest dla mnie tak samo egzotyczna. 

Nie zawiodłam się. Mamy mnóstwo opisów historii Malezji, jej fauny i flory, a sama akcja książki osadzona jest w herbacianej posiadłości Majuba. Główna bohaterka, sędzina Yun Ling Teoh, przechodzi na emeryturę. Całe swoje życie wymierzała sprawiedliwość Japończykom odpowiedzialnym za okupację Malezji. Yun Ling ma w tym swój osobisty interes - przez ponad 2 lata była więziona w obozie gdzieś w malezyjskiej dżungli. Jest jedyną osobą, która wydostała się z tego obozu. To w nim zginęła jej siostra, Yun Hong. Za to sędzina nienawidzi Japończyków. Całe życie poświęciła na czczenie pamięci siostry. Jej pamięci chce stworzyć ogród taki, o jakich mówiła jej siostra. Tradycyjny i japoński. A kto nadaje się do tego zadania najlepiej? W Yugiri, posiadłości obok Majuba, mieszka Nakamura Aritomo, były główny ogrodnik cesarza Japonii. Do tego Japończyk! Yun Ling będzie musiała zmierzyć się ze swoją przeszłością, jeśli chce współpracować z Aritomo. Ten się zgadza, i zaczyna się ich wspólna mozolna praca nad ogrodem Yugiri, dzięki czemu Yun Ling zdobędzie wiedzę niezbędną do stworzenia ogrodu dla swojej siostry. 

Rozdziały książki przeplatane są historiami z teraźniejszości, kiedy to emerytowana sędzina przybywa do Yugiri, aby zaprezentować profesorowi Tetsuji prace Aritomo, plus jej czasy wspólnej pracy z Aritomo, i jeszcze jej przeszłość, zanim przybyła do Malezji. Całość okraszona jest azjatyckimi smaczkami, jak np. wspomnienie o japońskim artyście Hokusai, autorze "Wielkiej fali w Kanagawie":
"Wielka fala w Kanagawie" Hokusai Katsushika


Artitomo słynie nie tylko z tworzenia ogrodów, ale także obrazów. Jak się okazuje, był też wziętym tatuażystą, specjalistą w tatuażach horitomo, które pokrywają bardzo duże powierzchnie ciała. I wyglądają mniej więcej tak:

Największym minusem tej, i innych obszernych książek jest to, że czytanie ich absorbuje bardzo dużo czasu (u mnie jest to ok. miesiąca), a kiedy się kończą, to bardzo długo nie mogę dojść do siebie i lekturę kolejnych książek odkładam na jakiś czas. Albo biorę się za coś stosunkowo lekkiego. I tak pewnie będzie w tym przypadku.