"Echopraksa" to kontynuacja "Ślepowidzenia", wcześniejszej książki Petera Wattsa. Którą zdaje się czytałam, jako jedną z pierwszych książek z serii Uczta Wyobraźni wydawnictwa MAG. Nie muszę chyba pisać, że nic z niej nie pamiętam... Niemniej, książkę dostałam w prezencie ślubnym (tak to jest, dwie zaprzyjaźnione pary dały nam każda po 2 książki: w stylu "jedna dla Asi, druga dla Pawła". I nie wiem jak to się stało, ale te "dla Pawła" uznałam za najciekawsze, i to ja pierwsza je przeczytałam), a teraz widzę, że często wymieniana jest wśród najlepszych książek wydanych w 2014 roku. Tutaj w top 15 zajmuje 1 miejsce.
Polecam felieton Jacka Dukaja, który na podstawie filmu "Interstellar" tłumaczy różnice miedzy fantastyką a science fiction. Czyli dlaczego nie każdy film / książka, którego akcja rozgrywa się wśród gwiazd nie jest science fiction - jak "Grawitacja" z Sandrą Bullock. Film widziałam - mogę tylko przyklasnąć intelektowi Dukaja.
Wracając od "Echopraksji" - to niewiele mam do powiedzenia. Chyba jeszcze nigdy żadna książka nie była dla mnie tak niezrozumiała, jak ta. Jak nowe filmy o Jamesie Bondzie - wartka akcja, dynamiczne sceny, ale nie do końca rozumiem kto i z kim się bije, i dlaczego. Są wampiry, są loty w kosmos, są technologiczne udoskonalenia ludzi. Są sekty, zakony. Są dywagacje na temat Boga, uczuć. To rozumiem, ten ogół, świat wykreowany przez Wattsa. Ale nie do końca rozumiem kroki bohaterów. Dlaczego lecą akurat tam, gdzie lecą? Już wracają? Dlaczego?
Nie potrafię ocenić tej książki ani na plus, ani na minus. Nie potrafię jej polecić. Na pewno jest to książka - wyzwanie. Myślę, że jeszcze do niej wrócę, jak do "Lodu" Dukaja. Tyle, że w "Lodzie" się zakochałam, w jego złożoności. A o "Echopraksji" jest mi ciężko nawet coś napisać. Serio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz