sobota, 9 sierpnia 2014

Dariusz Zaborek "Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską - Świerczyńską"

W okolicach 1 sierpnia zawsze daję się załapać na gadkę o Powstaniu Warszawskim. Coś ściska mnie w dołku, łapie za gardło. W tym roku z okazji świętowania 70 rocznicy Powstania na Stadionie Narodowym dla 12 000 gości wyświetlany był film Jana Komasy "Miasto 44". Jako zagorzała fanka Komasy oczywiście wyszarpałam bilety prosto z czeluści internetowych. Bilety za darmo, logowanie niczym do systemu USOS = przed filmem masa reklam. + Marek Kondrat, jako konferansjer, a główny sponsor to bank ING. Może to i dobrze, bo na złość ZUSowi zostałam w OFE ING. Na złość Putinowi jem też krajowe jabłka. I trochę jak na złość czytałam wywiad-rzekę z Alicją Gawlikowską - Świerczyńską. Na złość, bo podejście pani Alicji strasznie mnie denerwowało. Ale po kolei.

Pani Alicja w 1941 roku zostaje aresztowana i przewieziona do Niemiec do obozu w Ravensbruck. Jest więźniem politycznym, który nie ma  źle, jako że nic jej nie udowodniono. Wszystkiego się wyparła, a dowodów wskazujących na jej winę nie ma. Opisuje obozowy świat, to, komu było dobrze a komu źle. Nie podoba mi się to, jak szufladkuje poszczególne nacje - Ukrainki nie dbały o siebie i były chytre, podobnie jak polityczne Niemki. Polki oczywiście były zawsze zadbane, nawet w obozowych warunkach (m.in. nie bały się kąpieli w zimnej wodzie). Nie bały się ciężkiej pracy, wzajemnie się wspierały i kryły. 

Wiem, że pani Alicja mówi na chłodno, to są wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat i miała czas, aby wszystko sobie poukładać. Jednak mimo wszystko czasem mam wrażenie, że nie dopowiada wszystkiego. Jednak nie dziwię się, że lata zrobiły swoje. Czasem pewnie też zniekształciły wspomnienia. 

Na mnie działa magia Powstania, na zakończenie trailer "Miasta 44", premiera we wrześniu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz