piątek, 21 grudnia 2012

Leszek K. Talko "Dziecko dla odważnych"

Nie nie, wcale nie przymierzam się do zakładania rodziny. Nie wiem jak moja siostra, ale kiedy zobaczyłam ją w Empiku jak stoi w kolejce trzymając TĘ książkę, to moja twarz uformowała się w znak "?" (o ile to możliwe, ale moja twarz jest wyjątkowo plastyczna). Niemniej - książka leżała sobie na stole w kuchni, i kusiła, żeby ją tylko otworzyć i pobieżnie na kilka rozdziałów rzucić okiem. Co też uczyniłam. I wsiąkłam. Autentycznie, czyta się rozdział za rozdziałem, siłą musieli mnie odrywać, wypychać za drzwi i zamykać je na zamek. Kierunek: praca, a potem powrót, herbata i książka. Bitem 400 stron, może i dużymi literami i z obrazkami, ale zawsze. Książka to kompilacja wcześniejszych części: Dziecko dla początkujących, dziecko dla średnio zaawansowanych, dziecko dla profesjonalistów, i dziecko dla zawodowców. Przedzieramy się przez kolejne części, poznając lepiej rodzinę Talków: Leszka, Monikę, Pitulka i Kudłatą. Najpierw Pitulek, pierwsze dziecko Talków, przewraca ich świat do góry nogami. Na nic zdają się "broszury propagandowe" dla rodziców, które głoszą, jak pięknie jest spędzać czas z dzieckiem, uczyć je i razem poznawać świat. To fikcja. Dziecko płacze, domaga się uwagi, a rodziców traktuje jak swoich osobistych kamerdynerów. To, że Talkowie decydują się na drugie dziecko, z wizją tego, że dzieci będą się razem bawić i wspólnie uczyć. Że będą sobie nawzajem pomagać. Kudłata okazuje się całkowitym przeciwieństwem Pitulka - o nie nie, wcale nie jest milsza, po prostu stosuje inne metody zwracania na siebie uwagi. 

Co ciekawe, mama i tata Talko dzielą się obowiązkami, książka pisana jest z perspektywy taty, i miałam wrażenie, że tata udziela się nawet więcej w wychowywaniu dzieci. Gotowanie śniadań i obiadków, spacery, zakupy, sprzątanie. Tata jest w tym tak samo głęboko jak mama. Podoba mi się to :) co więcej, jest kilka ciekawych smaczków, niekoniecznie o dzieciach, trochę tak "przy okazji". Jak kontynuacja bajki o Szewczyku Dratewce:

"Po początkowym okresie euforii i miłości nadszedł czas na refleksję. Szewczyk przez całe dotychczasowe życie naprawiał przecież buty, rozmawiał o butach i robił buty. Prawdopodobnie był analfabetą. Tymczasem królewna poznała i zachwyciła się wierszami najlepszych poetów, pasjonowała malarstwem i grała na lutni. Szewczyk nie potrafił polować, bić się mieczem ani szpadą. Nie potrafił również prowadzić kulturalnej rozmowy o niczym, czyli small talku na poziomie. Ba, w ogóle nie potrafił się zachować przy stole. Nie wiedział, czym się je ślimaki, a najbardziej lubił kapustę. Nic dziwnego, że uczucia królewny zaczęły się ochładzać. Niewykluczone, że podszepty dworaków zrobiły swoje. W końcu Szewczyk jako król też okazał się niewypałem. Nie miał pojęcia o ustalaniu podatków, o organizowaniu armii, o koteriach na dworze i negocjacjach z cudzoziemskimi władcami. Nic dziwnego, że kraj robił się coraz biedniejszy, najeżdżany przez wrogów, targany buntami wielmożów i ludu,a Szewczyk praktycznie cały wolny czas spędzał w swojej pracowni, gdzie projektował nowe buty. Opuszczona królewna szukała pocieszenia w ramionach giermków i wszystko to w niczym nie przypominało już bajki."
Albo wytłumaczenie twórców "Teletubisiów" o tym, co takiego daje dzieciom seans z czterema kolorowymi stworkami (kto nie widział - niech nie ogląda):
"Dowiedziałem się, że świat Teletubisiów jest tybetańską mandalą oddaną w terenie przez okrągły dom, wyłaniający się z ziemi i otoczony czterema wzgórzami. Dlaczego właśnie mandalą? Aby pomagać i asystować w rodzeniu się "ja" u dziecka, rzecz jasna. Dom wstrętnych Isiów ma 4 okna i 4 drzwi. 4, bo 4 bohaterowie, 4 osobowości, 4 kolory, co czyni razem 12. A jeśli dodać antenkę - 13. Symbolicznego znaczenia 13 nie sposób opisać w kilku wierszach. Dość powiedzieć, że kiedy zgodnie z zasadą numerologii doda się 1 do 3, ponownie wyjdzie 4. Przy 10 obejrzeniu filmu mogę przysiąc, że każdorazowe wyjście Teletubisiów z domu  symbolizuje narodziny i nowe życie, a dom to macica. W domu mieszka Noo Noo - coś jak skrzyżowanie odkurzacza z żelazkiem - który opiekuje się Teletubisiami i dba, żeby w domu było czysto. To - wg specjalistów - przejaw koegzystencji materii ożywionej i nieożywionej. Tinky Winky - największy z całej bandy - symbolizuje błękit nieba i trójkąt na jego głowie jest symbolem myślenia. Ma czerwoną torbę - wg jednych to oznaka ukrytego homoseksualizmu, ale są i tacy, co uznają to za dowód na jego hermafrodyczną naturę. Nie wiadomo, czy Tinky Winky to może On, czy może Ona. Dipsy jest zielony, a jego naturę określa symbol falliczny na głowie (odnoszący się do słonecznego pala w krainie Teletubisiów). Jest więc niewątpliwie rodzaju męskiego. (..) Zielony Dipsy to symbol regeneracji, a potwierdza to fakt, że uwielbia króliki. Wg brytyjskiego sondażu jest jednak najmniej popularny z czwórki Teletubisiów. Lala to typ kierujący się intuicją - koloru żółtego. Lala uwielbia tańczyć, a w tańcu można dostrzec elementy wywiedzione zarówno z katolickiej mszy, jak i z buddyzmu, a nawet rytuałów masońskich. Lala jest prawdopodobnie rodzaju żeńskiego. Najmniejszy Teletubiś to Po. Po jest irracjonalny. Każdy jego ruch to ruch całego ciała. Kolor czerwony to krew. Po najmniej mówi, tańczy inaczej niż Lala - jest to styl raczej intuicyjny, a nie wyuczony. Często też jego taniec kończy się upadkiem."
Muszę przyznać, że często w liceum dorabiałam takie teorie do wszystkiego. ZAWSZE znajdzie się coś, co można podciągnąć pod "specjalny zabieg", którego autor jest świadomy i z rozwagą go stosuje. Widziałam kilka odcinków Teletubisiów, ale tam się nic nie dzieje: witają się, żegnają, przytulają. A wszędzie dokoła króliki.

Kim są ci Talkowie? Dopiero teraz przeczytałam, że publikują w GW, w magazynach "Dziecko" czy "Pani", wydają książki, są scenarzystami seriali. Niby nie mają w sobie nic z idealnych rodziców, narzekają na niepodpisane lukratywne kontrakty z powodu piszczących w tle dzieci, na brak czasu na pracę -- a tymczasem dzieci bawią się przy pianinie, a kiedy rodzice są zmęczeni mieszkaniem w Warszawie - budują dom w lesie, z wielkim tarasem. Niby na nic nie mają czasu - ale kasa jest. I skąd, przy 2 dzieciach, jeśli ich życie wygląda tak, jak to opisuje Leszek? Eh, chyba jednak nie zdają sobie sprawy z tego, że "rodzic idealny" to wcale nie jest taki, który codziennie na śniadanie szykuje uśmiechnięte kanapeczki i utrzymuje w czystości swoje dziecko, a właśnie taki jak Talko: wyrozumiały i zaangażowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz