środa, 14 sierpnia 2013

Ann Patchett, Asystentka magika


Mam słabość do Ann Patchett. "Bel Canto" było przebojem, po nim był "Stan zdumienia". Gdybym miała przedstawić fabułę jej ostatniej książki, którą przeczytałam, czyli "Asystentki magika" - mogłabym opisać ją w kilku zdaniach. A kiedy czuję, jakie zdania formułuję, to łapię się za głowę, jak taka "babska obyczajówka" mogła mnie oczarować? Otóż mogła. Wszystko leży w magii słów oraz sposobie kreowania zwyczajnych sytuacji na coś niezwykłego. Na myśl od razu przychodzi mi "Amelia" z Audrey Tautou i jej doskonale naszkicowani bohaterowie.

"Asystentka magika" to historia Sabine, której mąż Parcifal - magik - umarł. Wszystko jest inne, niż być powinno. Parcifal był zarówno magikiem, jak i handlarzem dywanów, który kochał swojego partnera, Phana. Kochał też Sabine przyjacielską miłością, i po dwudziestu latach poślubia ją. Żyją w szczęśliwym trójkącie, najpierw umiera Phan, po nim Parcifal, a Sabine zostaje sama w ogromnej willi. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy odkrywa, że Parcifal miał rodzinę, którą przed nią ukrywał! I właśnie temu poświęcona jest cała książka. Sabine odnajduje rodzinę w mroźnej Nebrasce, nawiązuje relacje z jego matką i siostrami. Cała książka to ciepła opowieść o miłości, która rodzi się pod wpływem wspólnego, dramatycznego przeżycia.

Krótki wpis, który jest jak najlepszą rekomendacją - wracam do lektury "Biegnij", kolejnej książki Ann Patchett. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz