sobota, 1 czerwca 2013

Siergiej Minajew "DuchLess: opowieść o nieprawdziwym człowieku"

 Wystarczyło wziąć 1 dzień urlopu - i tak oto można byczyć się przez 4 dni pod rząd. A jako że pogoda nie dopisuje i nici z wyjazdu pod namiot - czytam, czytam, i czytam. Jako pierwsze zaczęłam "Duchlessa", gorąco polecanego mi przez siostrę. "Dziwne to to, weź przeczytaj i powiedz, co o tym sądzisz". Już okładka informuje mnie, że w Rosji książka sprzedała się w półmilionowym nakładzie, co było fenomenem. A opowieść jest skierowana do trzydziestolatków pracujących w korporacjach, którzy "z hukiem weszli w życie i wspaniale je przegrali".

Głównym bohaterem jest manager dużego oddziału moskiewskiej korporacji. Czas spędza na unikaniu pracy i wyręczaniu się innymi, na ciągłym imprezowaniu i "lansowaniu się" w nowych klubach. Ma pieniądze, dzięki czemu codzienne wyjścia do klubów i zdobywanie serc kobiet poprzez portfel nie są dla niego wyrzeczeniem. Narkotyki, alkohol... historia przypomina mi 10 lat starszych bohaterów "Skinsów". Wiem, co jest fenomenem tej książki. Bohater Minajewa w brutalny sposób odziera współczesny świat z obłudy i zakłamania, ciskając bolesną prawdą na prawo i lewo. Polityka, luksusowe życie - zawsze jest pierwszym, który wygarnie prawdę, o której każdy wie, ale konformistycznie woli jej głośno nie wypowiadać. To bunt przeciwko tzw. "lemingom", modnych u nas w ostatnich czasach. Tutaj fragment z rozmowy w super-extra-mega-modnym moskiewskim klubie:
 "Rozpoczyna się rozmowa o wszystkich tych tępych bydlakach, którzy zupełnie nie rozumieją, co oglądają, o ludziach zafascynowanych markami i tak dalej. Wprowadzam mój ulubiony temat o tym, że czeka nas światowa dyktatura multinarodowych korporacji. Saszka odpowiada w upojeniu, że czyta książkę Naomi Klein "No logo" (z satysfakcją odnotowuję w myślach, że przeczytałem ją rok temu i słucham dalej z poczuciem intelektualnej wyższości) i że perspektywa życia w świecie Barbie jest bardzo realna przez całe to bydło, które gotowe jest zabijać się wzajemnie z powodu nowego krawata. (Czy trzeba dodawać, że przy tym wszystkim mam na sobie zarąbisty garnitur od Paula Smitha, a on - jakiś superposzarpany, dżinsowy i modne adidasy Dries Van Noten?)" (s. 120)
Mamy tu sporo rozdziałów poświęconych pracy i delegacji do Sankt Petersburga, oraz o imprezowaniu. Nie wiem czy takie są realia pracy w korporacji, ale tutaj główny bohater wyręcza się innymi, kombinuje, wchodzi w układy i wyświadcza przysługi. Cały czas jest czujny, oczekuje ciosu i zdrady nawet z rąk przyjaciół. 
 "Tak w ogóle szczury to bardzo agresywne stworzenia, które napędzane ciągłym uczuciem głodu, nie znają żadnych barier. Szczur jest zdolny pożreć podobnego sobie bez mrugnięcia okiem. Właśnie to wykorzystują ludzie zwalczający gryzonie, którzy rozsypują trutkę w piwnicach, licząc na to, że po jej zjedzeniu szczur wejdzie jeszcze głębiej, tam gdzie mieszka jego sfora. Żeby, umierając, trafić pod ostre zęby swoich pobratymców i tym samym uśmiercić tą trucizną całe stado. (..) pomyślałem, że my wszyscy - młodzi i agresywni przedstawiciele moskiewskiego społeczeństwa - przypominamy szczury, które pożerają się nawzajem. Jako że wszystkich nas dawno już nakarmiono trutkami cynizmu, wulgarności i mizantropii nagromadzonymi w naszych organizmach w tak krótkim przecież życiu, wszyscy w końcu wyginiemy, pożerając się nawzajem." (s. 332-333)
Jego Moskwa pełna jest modnych klubów i restauracji oraz ludzi, którzy za wszelką cenę choć przez jeden wieczór chcą zasmakować luksusu zabawy w stolicy. Młode dziewczyny szukające sponsorów, mężczyźni starsi i młodsi, oligarchowie i studenci - każdy szuka okazji do nawiązania nowej znajomości i wyciągnięcia z niej jak największych korzyści. Układy i znajomości - to się liczy. Przyjaźń w tym świecie nie istnieje.

Powieść skierowana jest do 30-latków, ale sama z ciekawością ją przeczytałam. Dużo wstawek poświęconych jest kulturze wysokiej, jak i niskiej. Są wiecznie przeplatające się cytaty z "Onegina" Puszkina, jest i Sołżenicyn. Do tego okraszone tekstami z gazet i piosenek. Na szczęście tekst piosenki pochodzi z The Smiths.


Jest też troszkę o miejscach w Moskwie, i chociaż w większości są to kluby, są też i dzielnice. Również moim pierwszym skojarzeniem na "Patriarsze Prudy" byłoby "Mistrz i Małgorzata. 
"Patriarsze Prudy to jakiś fort pomyślany przez anioła stróża Moskwy po to, by jej mieszkańcy mogli się schronić w jego murach. W czasach, kiedy miasto beznadziejnie się zmienia, traci swoją patriarchalność, suwerenność, swój wyjątkowy dialekt z "piekarenkami" i "sieniami" naszych babć, wypchniętych przez masę nowo przybyłych, którzy mówią turecko-ukraińską mieszkanką językową pełną amerykanizmów i złodziejskiej grypsery. To miejsce daje ci możliwość wyjścia z trybu psa goniącego zawieszoną na wędce kość i przeobrażenia się w ludzką postać. Przeanalizowania swoich myśli i opinii. Oczywiście, jeśli nie straciłeś jeszcze umiejętności myślenia w epoce szybkiego Internetu i świata bez granic.
Nie jest wykluczone, że obywatel Bułhakow, kiedy nawędrował się po Moskwie, gdzie miał do czynienia z prototypami Bosego i Lichodiejewa, z członkami MASSOLIT-u, nasycił się ich energią utkaną z zawiści, łapówkarstwa, karierowiczostwa i obłudy, krył się za murami tego fortu i przyrządzał odtrutkę na podłość otaczającej go rzeczywistości z morfiny wymieszanej pół na pół z własnym talentem. To nie przypadek, że właśnie tutaj, na Patriarszych, pojawia się Woland. Książę, od którego każdy dostał to, na co zasłużył." (s. 86-87)
Nie wiem co myśleć o tej książce. To jak z "No logo" i tym, że na facebooku lubię strony z permakulturą i "Grow food not lawns", chociaż nie mam ogrodu, a jedynie zioła w doniczkach na parapecie. Nie będę chwalić - bo obrywa się wszystkim z zachodniego świata (do którego zaliczam też Polskę). Rewolucji nie ma - Minajew głośno mówi to, co my spychamy w najdalsze zakamarki umysłu. Na światło dzienne wyciąga brudy, o których my wolelibyśmy zapomnieć. Autor pewnie miał coś na myśli, niestety tak jak Sheldon z "The big bang theory", który nie potrafi odczytać sarkazmu, tak też ja słaba jestem w odczytywaniu metafor. To jak balet "Zniewolony umysł", w którym ja widzę więzienie i ładne ruchy tancerzy, a moja koleżanka doszukuje się głębszych znaczeń. Minajew podaje kawę na ławę. Prawy sierpowy i nokaut dla tych, którzy nie za często wychodzą poza ramy codzienności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz