Za tę książkę Erica James w 2005 roku otrzymała nagrodę Romantic Novel of the Year. Nagroda ta przyznawana jest od 1960 roku, a James czterokrotnie docierała do finału, jednak nigdy wcześniej nie została nagrodzona. Ponoć jury było jednogłośne, jednak na mnie taka nagroda nie zrobiła wrażenia - wręcz przeciwnie, spodziewałam się ckliwego romansidła. Książka idealna do metra/pociągu, lekka i niezobowiązująca.
Bohaterów jest kilku, czasem są ciekawe przejścia, kiedy jedno zdarzenie widzimy oczami dwóch osób, i każda inaczej się do niego odnosi emocjonalnie. Najpierw myślałam, że główną bohaterką jest Helen, kobieta w średnim wieku, która przeprowadza się do angielskiego Swanmere razem ze swoim świeżo poślubionym mężem Hunterem, dwukrotnym rozwodnikiem (!). Razem z Helen poznajemy miasteczko i jego mieszkańców, w większości zapalonych ogrodników. Helen i Hunter wprowadzają się do zaniedbanej posiadłości, w której wcześniej mieszkała niejaka Alice, która miała fisia na punkcie swojego ogrodu. Helen postanawia przywrócić mu świetność, w czym pomaga jej Orlando, młody chłopak, który pragnie zostać ogrodnikiem-architektem. Razem z Orlando mieszka jego przyjaciółka Lucy (na początku byłam pewna, że są parą - mieszkają razem, gotują. A tu nagle w połowie książki - a jednak nie są!), również ogrodnik. Przyjacielem zmarłej Alice jest Mac - zainteresowany ogrodnictwem - który po udarze mieszka ze swoim bratankiem, Conradem. I tak oto oni wszyscy spotykają się podczas spotkań klubu ogrodniczego, zaprzyjaźniają się, i postanawiają razem jechać do Włoch nad jezioro Como. Ale sama wyprawa zaczyna się dopiero w połowie książki... Weźmy pod lupę poszczególne postaci.
Lucy - według mnie najbardziej realistyczna i budząca sympatię postać. Na koniec książki miałam wrażenie, że to jednak ona, a nie Helen, jest główną bohaterką książki. Targana wątpliwościami, zazdrosna o Orlanda, czuje niechęć do ojca, który zostawił ją i jej matkę kiedy była nastolatką dla swojej miłości dla której opuściła Anglię i przeniósł się do Włoch... nad jezioro Como. Najbardziej zaskakująca rzecz - w sztampowym romansidle Lucy skończyłaby w ramionach Orlanda, zastanawiając się, czemu przez całe życie była ślepa. Każdy wie, że Lucy i Orlando są dla siebie stworzeni. Aż we Włoszech Lucy poznaje Alessia - przystojnego pianistę, lovelasa, i w sumie kuzyna. Ognisty romans, powrót do Anglii, już już, prawie że utulone złamane serce w ramionach Orlanda (a ja szepcę - ale to sztampa!) a tu... tadam! Pojawia się Alessio, wynaje Lucy miłość i proponuje, żeby zamieszkała z nim we Włoszech. As simple as that. Współlokatorem i przyjacielem Lucy jest...
Orlando - ogrodnik, przyjaciel Lucy. Taka typowa "miękka buła", nie ma własnego zdania i daje sobą manipulować. Teoretycznie na koniec powinien przejrzeć na oczy i być szczęśliwy z Lucy. Tak się też stało, ale Lucy jest już z Alessio, swoim italian lover. Lucy jest zazdrosna, gdy Orlando daje się uwieść intrygantce...
Savannah, vel Savvie - wspomniana rozpuszczona córka Huntera z wcześniejszego małżeństwa. Śliczna, nic nie robi, tylko doi ojca z kasy. Do Swanmere przyjeżdża tylko na weekend - zostaje ze względu na Orlando. W ramach pocieszenia Hunter, który wyjeżdża do Dubaju w interesach, kupuje jej "samochód", czyli najmodniejsze cacko na rynku. Z czasem Savvie zaczyna doceniać swoją macochę...
Helen - miałam wymienić ją jako pierwszą, ale na koniec traci w moich oczach. Żona Huntera, pewna siebie, silna, odpowiedzialna, pracowita i pełna dobrych manier - jest uosobieniem praworządnego bohatera. I chociaż dręczą ją wspomnienia o matce, która popełniła samobójstwo, zajmuje się Emmą, swoją babcią, która ją wychowała. Emma jest w domu starców, a Helen oczywiście odwiedza ją tak często, jak tylko może. Helen pracuje razem z Annabel, z którą organizują doraźną pomoc dla seniorów. Kiedy Hunter jest w Dubaju, w ramach "nauki zasad dobrego wychowania" Helen zabiera Savvie ze sobą do pracy, aby pomagać pani Jenkins podczas wizyty u lekarza. Pierwszymi osobami, które Helen poznaje w Swanmere są...
Mac (i jego pies Fritz) - starszy pan po wylewie, udarze czy innym zawale, któremu bratanek Conrad proponuje mieszkanie z nim, aby móc się nim opiekować. Dawny przyjaciel Alice, opowiada Helen o jej domu i ogrodzie. Mac (myśląc o nim wyobrażam sobie Maca Taylora z CSI NY) jest czarujący, hipotetycznie idealne remedium na wiecznie nieobecnego Huntera, tak sobie myślałam. Ale jednak nie. Helen zakochuje się w...
Conradzie - bratanek Maca, tłumacz japońskiego. Skryty, przeżył traumę po śmierci żony i nienarodzonego dziecka. Szarmancki, z jednej strony walczy o Helen, z drugiej nie chce zniszczyć jej małżeństwa. Koniec końców niszczy je Hunter...
Hunter - mąż Helen i pewny siebie biznesmen. Wyjeżdża do Włoch ze wszystkimi, ale musi przerwać swoją wycieczkę i udać się do Dubaju - interesy wzywają. Oczywiście wydaje się, że ma romans z Annabel, przyjaciółką Helen. Helen wyznaje, że poślubiła go tylko dla pieniędzy, aby móc zapewnić Emmie godziwe warunki do starzenia się. Aż...
Pani Jenkins - ledwo wspomniana klientka ośrodka Helen. W dniu kłótni i odkrycia zdrady Helen dowiaduje się, że pani Jenkins zostawiła jej piękny dom i pieniądze. Helen rozwodzi się z Hunterem, bierze do siebie Emmę i żyje długo i szczęśliwie z Conradem. I Mackiem, który okazuje się ojcem Conrada.
Lucy wyjeżdża do Włoch, godzi się z ojcem i zaprzyjaźnia z jego nową żoną i jest szczęśliwa z Alessiem. Co z Orlandem - nie wiadomo.
A co do samego jeziora Como i tytułowych "Gardens of Delight"... kto by nie chciał pojechać w TAKIE miejsce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz