poniedziałek, 16 marca 2015

Wojciech Chmielarz "Farma lalek"

Nazwisko Chmielarza nic mi nie mówiło. A znajomi zachwycili się historią komisarza Jakuba Mortki. Ja trochę mniej.

Polskie góry doczekały się złotych czasów. Bieszczady rozsławił serial "Wataha", wyprodukowany przez HBO, a Karkonosze właśnie Chmielarz.

Historia jakich wiele - zblazowany komisarz za karę dostaje wilczy bilet w jedna stronę do komendy w małym miasteczku, które położone jest w  Karkonoszach. Miasteczka, w którym dokumentnie nic się nie dzieje - trochę włamań, trochę kradzieży, ale nic poważniejszego. Oczywiście miasteczko staje się stolicą zbrodni zaraz po tym, jak sprowadza się do niego komisarz. Przyciąga zbrodnie niczym magnes.

Na noc do domu nie wraca mała, 10-letnia Marta. Trwają poszukiwania, komisarz znajduje kilka powiązań z porwaniem dziewczynki, które miało miejsce w dzielnicy Romów. Ale wiadomo - to Romowie, więc nikt zaginięcia nie zgłosił na policję. Sprawa się komplikuje - Marta się odnajduje razem z kilkoma trupami. Kto zabił? Muszę przyznać, że dość szybko zgadłam. Nawet nie zgadłam - domyśliłam się. Tropów było wiele, wskazówki często powtarzały się. Pod koniec książki miałam ochotę walić "Farmą lalek" komisarza po głowie. A ty głupku nie wiesz jeszcze kto zabił?

Ponoć to druga książka Chmielarza o Mortce, są jeszcze dwie. Widać podobieństwo do Miłoszewskiego? Widać. A może tak się niefortunnie złożyło, że czytam dwa polskie kryminały dwóch różnych autorów i porównania są nieuniknione. Niemniej dzisiejszy wieczór spędzę z Szackim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz