środa, 2 października 2013

"Polityka" nr 38 (2925)

Jako, że "Przekrój" podupada (Zuzanna Ziomecka i Marcin Prokop nie zrealizowali "targetu", który mieli wyznaczony rok temu, kiedy obejmowali stanowiska redaktorów naczelnych), a jego przyszłość nie maluje się kolorowo - jak szczur uciekający z tonącego statku szukam alternatywy. Miał być "Newsweek", który do mnie nie przemówił, miało być "Do rzeczy", ale też nic z tego. Mój wybór padł na "Politykę", czyli okładkę z wilkiem, i 122 strony czytania za 5,90zł.

A teraz czas na riwju i jechanie po "Polityce" jak dupą po niecheblowanej desce!

str. 4
Czyli wstęp Sławomira Mizerskiego o tym, jak to jeden polityk chciał się przyrodzeniem chwalić. Komentarz: "Mamy do czynienia z politykiem nie tylko z krwi i kości, ale także z przyrodzenia".
+ żart ze str. 114 
- Chłopie, musisz zrozumieć, że w polityce chodzi o interes publiczny...
a nie o publiczne pokazywanie interesu!
Nie wiem o jaką sytuację chodzi, ale gra słów całkiem udana. Potem było polityki, którą bez żalu pominęłam, a co! To tylko 20 stron ze 122.
str. 16 i już robi się ciekawiej. Jak ułożą się wybory i czemu Jerzy Buzek byłby najlepszym premierem? Nie wiem czemu, ale uważam go za najlepszego i najbardziej rozsądnego z polityków. Może dlatego, że polityką się nie interesuję, i nikogo innego nie znam. A jak znałam - to trafił się Smoleńsk. A Kalisza wywalili z partii. Posucha. 
str. 19 czyli nowe zasady zdawania na prawo jazdy. Matołki. Ja dawno temu zdałam, koperta + jazda z ręcznego na górce, kilka zakrętów na górce i włala, mogę się rozbijać po mieście. To nic, że parkuję, jak mam co najmniej 3 miejsca z rzędu wolne. 
str. 22 i czego boją się pracownicy. No jak to czego? Kogo? Szefa! Ja nie mam tego problemu, a w mojej 9-osobowej korporacji nikt nie czyha na moje stanowisko. 
str. 26 Smutna sprawa, o przymusie chowania zmarłych w grobach słów kilka. Nie doczytałam, bo jechałam tramwajem, i musiałam szybko wysiąść. Gazetę wcisnęłam głęboko do torebki, upychałam ją pięścią, bo nie mogłam zamka zasunąć. I traaach! Zachaczyłam stroną z artykułem o pojemnik na kanapki i tyle z lektury. Wstyd taką wyrwaną stronę czytać przy ludziach, więc ją grzecznie pominęłam.
str. 31 czyli o tym, jak pewna pani w wypadku samochodowym straciła prawą rękę. Trauma trwała niedługo, bo pani załapała się na przeszczep ręki. I jest w niej zakochana. Zupełnie nie rozumie, jak pewien Nowozelandczyk, który był pierwszą osobą na świecie, której przeszczepiono rękę mógł po tak krótkim czasie dostać przysłowiowego jobla i błagać lekarzy, aby mu ją obcięli - jak mogli mu przyszyć nie jego rękę?!?
Zakładam że to on jest autorem wpisu z bloga KWP:
Po amputowaniu ręki, lekarze powiedzieli pacjentowi, że od czasu do czasu może odczuwać złudzenie kończyny fantomowej. Nie przygotowali go jednak na moment, gdy oprócz uciętej ręki będzie też czuł inną – zimną i głaszczącą ją od czasu do czasu.
str. 34 Artykuł o wdzięcznym tytule "Konie umierają leżąc", czyli o pewnym Duńczyku, który założył w Polsce hodowlę koni rasowych, które za grubą kasę sprzedawał do wyścigów. Koni miał setki, a sprzedawał pojedyncze sztuki, w związku z tym nie wiodło mu się za dobrze. A już na pewno nie wiodło się dobrze koniom, które żyły w fatalnych warunkach. Wśród obrońców praw zwierząt zawrzało, biedne konie znalazły nowe domy, a "duński hodowca wyjechał. Podobno jest w Azji i ma już nowy pomysł: rozważa przeniesienie całej hodowli do Chin. Tam jest jeszcze taniej."
str. 36 swojski temat: jedna wioska, 2 osoby o tym samym nazwisku. Jedna praworządna, choć uboga, druga też uboga, ale pijus i moczymorda. I komornik, który myli się na korzyść tego drugiego. Pierwszy kłóci się, licytuje, biega po sądach, a tam figa z makiem. Nikt nie chce się przyznać do błędu.

Potem trochę polityki zza Buga, mateczka Angela Merkel; budowa mieszkań i czemu dalej tanieją; upadek banku Lehman i czemu jeszcze za kratkami nie ma winnych; bary mleczne flagowym punktem kuchni polskiej, zaraz obok pierogarni; Indie, które nie są już modnym miejscem wojaży; Ruskie i ich polityka; PRL i jak kościół katolicki dogadał się z lewicą przeciwko władzy.

str. 63 Prosper Merimee i Francja, jaką znamy dzisiaj. Czyli o szarej eminencji ochrony zabytków.
str. 69 czyli przegląd nowości technicznych. Oznacza to mniej więcej tyle, co "jak wynaleźć koło po raz drugi i sprzedać je z jeszcze większym zyskiem. A ludzie niech myślą, że są pierwszymi, którym dane jest skorzystać z tego dobrobytu". Nowości techniczne to m.in.:
- telefon, który służy do... dzwonienia! Czyli prosty telefon z klawiaturką, nie żadne tam szmery bajery, dotykowe, androidy, ajfony, smartfony.
- plecak fotograficzny, którego celem jest nie wyglądać jak plecak fotograficzny. Ma odstraszyć potencjalnych złodziei. Cena: jedyne 80 baksów.
- wszystko co ma w nazwie słowo "retro" zejdzie na pniu. czyli jak z rzeczonym telefonem - tym razem aparat na kliszę dla hipsterów.
str. 80-81 trochę recenzji filmowych - żadna nie powaliła mnie na kolana. Bo i ile można czytać o "W imię" Małgośki Szumowskiej? (na str. 88 wywiad z rzeczona reżyserką) A Naomi Watts z góry jest na przegranej pozycji. "Diana" nie może być dobrym filmem, tak z założenia.
o, ale już na str. 91 jest felieton Sylwii Chutnik, pisarki i warszawskiej aktywistki, która opisuje książkę, która spadła jej ostatnio na głowę. We wcześniejszym poście wspominałam już, że album "Women" dotyczył Susan Sontag, oraz innych kobiet: Patti Smith czy Missy Giove. A wszystkie portrety są dzieła Annie Leibovitz. Koniecznie muszę dostać ten album w swoje łapki!
str. 96 czyli kronika popkulturalna Kuby Wojewódzkiego. Ani trochę śmieszna, daleko jej do kroniki Jakuba Żulczyka z "Wprost". Swoją drogą... jakby brzmiał "Jakub Wojewódzki"? Na ucho - słabo.
Jeden z njusów:
"Aktorka Weronika Rosati spotyka się z aktorem Piotrem Adamczykiem. Nas to nie dziwi. Ona lubi facetów po przejściach, a on - jak wynika z rozpoznania dotychczasowych relacji - własnie jest tym przejściem."
Nic nie zrozumiałam. Przejściem dla pieszych? Nawiązanie do wypadku samochodowego, któremu ostatnio ulegli? Do nowego filmu Adamczyka? Do związku Rosati z Żuławskim? Nie rozumiem!
str. 102 przynosi powiew świeżości. Artykuł dotyczy Viktoriy Yermolyevej, alternatywnej pianistki, która gra tak:

str. 115
Dział "Nowa mowa" a w nim nowe słówko, czyli "selfie" (pl. samojebka - przyp. autora)

"Oxford English Dictionary powiększył się w sierpniu o słowo selfie - autoportret wykonany najczęściej telefonem komórkowym i zwykle po to, by później umieścić go w serwisie społecznościowym. W ten sposób do poważnego słownika trafiło zjawisko stanowiące dla niektórych część życiowej rutyny - sądząc po liczbie zdjęć wykonanych przed lustrami w toaletach, które codziennie zapychają łącza internetowe. "Nie bój się, że się ośmieszysz, i wyginaj śmiało" - radzi poradnik "Jak zrobić sobie fotkę" na stylistka.pl"
A tutaj samojebka, tfu! selfie, samej ałtoreczki blogaska (jest i dziubek, i lustro):


str. 116 reportaż o urbeksowcach, czyli osobach zwiedzających pustostany. A jedną z nich jest Włodek Dembowski, wokalista Łąki Łan, który opowiada o swoich przyjaźniach z bezdomnymi. Zupełnie mnie to nie dziwi. Włodek, czyli Paprodziad w Łąki Łan, przed koncertami ma zwyczaj zwiedzania okolicznych cmentarzy, na których zaopatruje się w "darmowe" kwiaty, którymi potem obrzuca swoją publiczność. Koniec. Na rozluźnienie - Łąki Łan:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz