Ostatnie dwa tygodnie były bardzo słoneczne, przez co po pracy zdarzało mi się pędzić do domu, jeść obiad, wsiadać na rower i jechać nad jezioro. Słońce, koc, czereśnie - i oczywiście książka. Ostatnio w moje ręce wpadł kryminał polskich autorów zainspirowanych historią. Skrupulatnie sprawdzili to, jak wyglądała Warszawa w roku 1862. Układy ulic, ich nawierzchnia, hotele, kluby i postaci. Chylę czoła przed tak żmudną pracą.
Bohaterem książki jest Jonatham Whicher, angielski detektyw, który jest postacią historyczną i w tym roku rzeczywiście przebywał w Polsce. Jego zadaniem było stworzenie wydziału detektywistycznego w warszawskiej policji, co dało autorom pretekst do wplątania Whichera w zagadkowe morderstwa w naszej stolicy. Whicher szerzej znany jest z książki Kate Summerscale "The suspicions of Mr. Whicher". Summerscale zebrała dokumenty na temat głośnego morderstwa dziecka w domu arystokratów z Road Hill. Książka ma charakter dokumentu-dziennika, który z detalami opisuje wydarzenia po przyjeździe Whichera na angielską prowincję. Whicherowi udaje się rozwiązać zagadkę "kto zabił", jednak koneksje wysoko urodzonego mordercy nie pozwalają mu na całkowite zamknięcie sprawcy. Można nawet powiedzieć, że prawda, którą odkrył Whicher (a także publiczne pranie brudów arystokratycznej rodziny, do którego się przyczynił) wcale nie przełożyła się na jego prestiż i uznanie w detektywistycznym świecie.
A teraz Whicher przybywa do Warszawy i zostaje przydzielony do pracy razem z Mikołajem Czernyszewskim, rosyjskim detektywem. Ich zadaniem jest ustalenie, kto zabija polaków. Zabija, i masakruje ich ciała, co uniemożliwia identyfikację. Zwroty akcji przenoszą nas z domów arystokracji do fabryk, hoteli, magazynów, a nawet do domu wróżki, u której Whicher odbywa seans. Whicher bierze na siebie jeszcze jedno, dodatkowe zadanie, kiedy ginie żona wysoko postawionego hrabiego, a na jaw wychodzi zaginięcie jego córki. Whicher za punkt honoru stawia sobie nie tylko znalezienie mordercy hrabiny, ale także ustalenia tego, co stało się z jej córką. Uciekła z kochankiem do Ameryki, kryje się w Paryżu, a może zginęła, tak jak jej matka? Domysłom nie ma końca.
Ciekawym aspektem książki są opisy politycznych spotkań "czerwonych" i "białych", dwóch frakcji politycznych. Akcja toczy się w przededniu powstania styczniowego, a uczestnicy tych politycznych spotkań są postaciami historycznymi. Niestety natłok postaci sprawił, że nie byłam do końca pewna świadkiem którego spotkania jestem - białych, czy czerwonych..? Ten wątek polityczny szybko przebiegałam wzrokiem i wracałam do części kryminalnej książki.
Moimi ulubionymi epokami są właśnie epoka wiktoriańska (czyli druga połowa XIX wieku), w czasie której żył Jonatham Whicher, oraz epoka edwardiańska, czyli początek XX wieku obejmujący czasy panowania syna królowej Wiktorii. O tyle o ile książka Bochińskiego i Chodkowskiej pełna jest smaczków ukazujących epokę wiktoriańską, o tyle sama fabuła pozostawia wiele do życzenia.Mnogość postaci, które nie są wyraziste, tempo akcji, polityczne zagrywki - nie do końca się w tym orientowałam.
Po książkę sięgnęłam po obejrzeniu sześcioodcinkowego dokumentu BBC "Victorian Farm", w czasie którego 3 osoby przez okrągły rok żyły na farmie stylizowanej na wiktoriańską. Gotowanie, pranie, karmienie zwierząt, obsługa wiktoriańskich maszyn - to tylko niektóre z obowiązków, przed którymi musieli stanąć bohaterowie - trójka historyków i pasjonatów.
Po tej serii nakręcone zostały jeszcze "Edwardian Farm" oraz "War time farm". A także moje ulubione "Victorian Pharmacy".
Jedną z fascynatek okresem wiktoriańskim jest Ruth Goodman, bohaterka wszystkich wymienionych serii. Zastanawiałam się, jak po roku spędzonym na wiktoriańskiej farmie mogła wrócić do "normalnego" życia. Znalazłam na to odpowiedź - od tamtej pory kręci dalsze części "farm", przestała też używać detergentów i jeść przetworzoną żywność. Mi nastrój "naturalnych wyrobów" udzielił się po 6 godzinnych odcinkach, nie dziw więc, że Goodman udzielił się po roku mieszkania na takiej farmie. Serie BBC oczywiście polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz