Przechodzę samą siebie. 2 posty z rzędu! A jest już połowa miesiąca, a ja dopiero przeczytałam 2 książki w Nowym Roku.
"Kocham Nowy Jork" zachwyci miłośników Bridget Johnes. I chociaż Catherine, główna bohaterka, ma świetną pracę, mnóstwo pieniędzy, do tego jest piękna, a jej zainteresowania plasują się w obrębie sztuki nowoczesnej i mody, potrafi zaliczyć niezłe wpadki. I pięknie z nich wybrnąć. Oscara za jedną ze scen, gdzie siedzi w samolocie obok swojego szefa, pomaga mu napisać przemówienie, ale ze stresu obrzyguje wszystko. Łącznie z przemówieniem. A na zebraniu szef postanawiam przywołać tę niezręczną scenę, aby móc improwizować swoje przemówienie. HA-HA.
Od początku. Catherina jak mały samochodzik zachrzania w paryskiej kancelarii prawnej, a po 6 latach harówki dostaje upragnioną posadę w głównej centrali firmy, w Nowym Jorku. Jej życie nabiera jeszcze szybszego tempa, a ogrom spraw, którymi musi się zająć w firmie jest przytłaczający. Na szczęście Catherine ma swojego wiernego asystenta, Rikasha, indyjskiego geja. Razem chadzają na zakupy i obgadują fajnych facetów. Jak na Bridget J. przystało, Catherine zakochuje się w Hugh Grancie, aby na koniec skończyć w ramionach statecznego Mr. Darcy'ego ubranego w sweterek w romby i skarpetki z trzmielami.
Jak na romansidło - nadzwyczaj dobra książka. Z niecierpliwością czekam na drugą część "Kocham Paryż". Jaki widać, romansidła czytam w max. 2 dni :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz